Nie jest łatwo pisać o wojnie, a jeszcze trudniej o wojnie, która jest tylko hipotetyczną możliwością, a taką jest właśnie kolejna wojna konwencjonalna w Europie. Scenariusze takiego konfliktu były nakreślane praktycznie od chwili, gdy zakończyła się II wojna światowa i do dziś wpływają na organizację, wyszkolenie i wyposażenie wojsk na naszym kontynencie i nie tylko.
Przyszła wojna
Większość używanego obecnie sprzętu jest przecież efektem tamtych zimnowojennych jeszcze analiz. BWP-1 miał być narzędziem natarcia na równinnym terenie, gęsto poprzecinanym rzekami i kanałami, czyli na obszarach Niemiec i okolicznych państw. Dlatego właśnie jest pojazdem amfibijnym – jak widać, dziedzictwo tamtych doświadczeń jest do dziś w Polsce bardzo trwałe, gdy mowa o sprzęcie tej klasy. Z drugiej strony, znany i lubiany A-10 Warthog powstał przecież po to, by zwalczać czołgi Układu Warszawskiego na europejskich równinach, stanowiąc wraz ze śmigłowcami i artylerią część wielowarstwowego systemu, jaki NATO zamierzało przeciwstawić pancernej agresji ze Wschodu. Te siły miały powstrzymać Związek Radziecki przed rozszerzeniem swojego panowania na zasobne, przemysłowe obszary Europy.
Jak więc widać, na charakter prognozowanej wojny wpływał zarówno cel działań, środowisko (w tym teren), w jakim miały być prowadzone, jak i przeciwnik. Te trzy podstawowe kwestie zawierają w sobie zresztą podstawowe odpowiedzi dotyczące tego, jak przyszła wojna może wyglądać, jakie narzędzia i jaki sposób ich użycia jest wymagany, aby odnieść zwycięstwo.
Łatwo zauważyć w tym momencie różnice pomiędzy wojną na pełną skalę w Europie a lokalnym konfliktem w innym środowisku, choćby wojną wietnamską czy wojnami afgańskimi. Tu zresztą kryje się wyjaśnienie problemu, który zasługuje na odrębne omówienie (#czekajciewukryciu) – walki z partyzantami i innymi przeciwnikami prowadzącymi działania nieregularne. Siły amerykańskie w Wietnamie wygrywały bitwy, czasem anihilując całe zgrupowania Wietkongu, ale wojna została przegrana. Powodem było właśnie użycie nie zawsze adekwatnych narzędzi w stosunku do innego niż pierwotnie planowany przeciwnik – zarówno Amerykanie w Wietnamie, jak i Rosjanie w Afganistanie rozpoczynali walkę, używając sił przeznaczonych do działania w innego rodzaju konflikcie. Widoczne było zlekceważenie zarówno przeciwnika, jak i brak realnej (a nie ideologicznej) oceny sytuacji.
Często można spotkać się ze stwierdzeniem, że przyszłości nie da się przewidzieć, zwłaszcza gdy chodzi o politykę międzynarodową. Otóż zasadniczym problemem jest konieczność uchwycenia nie tyle bieżących wydarzeń, których znaczenia w szerszym kontekście nie jesteśmy w stanie ocenić na bieżąco, ile tych procesów, które mają charakter długotrwały. I takie procesy są widoczne w Europie. Sytuacja polityczna obecna i przyszła jest względnie czytelna, mamy bowiem do czynienia z aktywnym podmiotem, jakim jest Rosja, którego celem jest odzyskanie dawnego statusu supermocarstwa i jego strefy wpływów, która obejmowała połowę Europy i spore połacie tzw. Trzeciego Świata. Na to nakłada się widoczny już od stuleci podział Europy na dwie części, wyraźnie różniące się pod względem kulturowym – a to z kolei przekłada się także na sposób użycia sił zbrojnych.
Od strony geograficznej Europa, jako teatr działań wojennych, jest niezwykle interesującym miejscem. Jest to kontynent niewielki, pozostający w strefie klimatu umiarkowanego. Występują na nim obszary o zróżnicowanej rzeźbie terenu – od wysokich gór po równiny, bogata jest także linia brzegowa, a morza otaczają cały kontynent z wyjątkiem jego wschodniej części.
Pod względem społeczno-gospodarczym z kolei Europa jest kontynentem silnie zurbanizowanym, na którym występują duże ośrodki miejskie, a często całe strefy (aglomeracje), nawet słabiej rozwinięte państwa dysponują zaś przemysłem i rozmaitą infrastrukturą. Dlatego o wyniku wojen decydowała od wybuchu rewolucji przemysłowej zdolność wykorzystania tych czynników, co w najbardziej spektakularny i krwawy sposób udowodniły obie wojny światowe. Mało tego, cała podstawowa struktura organizacyjna współczesnych armii – od sformalizowanych doktryn, poprzez podział na korpusy osobowe, sposób przygotowania oficerów do dowodzenia związkami taktycznymi, po samo pojęcie sztabu generalnego funkcjonującego w różnej formie w każdym państwie europejskim – jest dziedzictwem dziewiętnastowiecznej rewolucji militarnej.
Zupełnie inną charakterystykę niż Europa mają obszary, np. Afryka czy Ameryka Łacińska. Występują tam duże obszary trudnego terenu (pustynie, dżungle), a ośrodki miejskie są skoncentrowane głównie na wybrzeżach i w miejscach występowania surowców naturalnych, infrastruktura jest rozproszona, a przemysł słabo rozwinięty. W ślad za tym idzie mniejsza liczebność sił zbrojnych, mniejsze nasycenie ich środkami technicznymi. W gruncie rzeczy większość konfliktów zbrojnych w Afryce, Ameryce łacińskiej czy Azji w ostatnim półwieczu była konfliktami asymetrycznymi, w których regularne siły walczyły z partyzantami różnych ugrupowań lub wręcz z siłami zorganizowanych grup przestępczych. Nierzadkie były też przypadki wojen domowych, gdzie walczyły ze sobą po obu stronach siły nieregularne (plemienne milicje i tego typu formacje). Siłą rzeczy, typowym wozem bojowym Trzeciego Świata jest transporter opancerzony pochodzący z demobilu lub dostaw sojuszniczego mocarstwa, pojazd klasy MRAP (popraw termin jak trzeba), która to kategoria powstała przecież podczas wojen partyzanckich w Afryce albo „technical”, czyli terenowa półciężarówka z doraźnie zamontowanym uzbrojeniem.